Kondycja finansowa najmniejszych polskich przedsiębiorstw osiągnęła punkt krytyczny. Dlaczego? Otóż, okazuje się, że suma zadłużenia jednoosobowych działalności gospodarczych przekroczyła astronomiczną kwotę 5,5 miliarda złotych, co stanowi niepokojący sygnał o głębokiej dysfunkcji w tym segmencie polskiej gospodarki.
Ten lawinowy wzrost długów nie jest jedynie wynikiem indywidualnych niepowodzeń biznesowych, ale raczej symptomem patologicznego zjawiska, w którym więksi gracze rynkowi nagminnie wykorzystują swoją pozycję, by kredytować własną działalność kosztem najmniejszych dostawców. Opóźnione płatności, czyli zatory płatnicze, stały się cichym zabójcą mikroprzedsiębiorczości, spychając tysiące firm w spiralę zadłużenia.
Skala kryzysu w sektorze mikrofirm
Dane płynące z rejestrów dłużników malują ponury obraz rzeczywistości, w jakiej funkcjonują polskie JDG. Wspomniana kwota 5,5 mld zł to wynik wzrostu o ponad pół miliarda złotych w ciągu zaledwie jednego roku, a jeszcze dwa lata temu zadłużenie to wynosiło 4,7 mld zł, co dowodzi niepokojącego przyspieszenia negatywnego trendu.
Problem jest w istocie głęboki – w Krajowym Rejestrze Długów (KRD) figuruje obecnie 162,7 tys. jednoosobowych działalności, a średni dług przypadający na jedną firmę wzrósł do 34 tys. zł. U podstaw tej kwoty leży ponad 758 tys. niezapłaconych w terminie faktur. Te liczby mają swoje realne, ludzkie i gospodarcze konsekwencje. Dane z CEIDG pokazują, że w pierwszym kwartale 2025 roku z mapy gospodarczej zniknęło netto ponad 55 tys. mikrofirm, co jest wynikiem znacznie większej liczby zawieszeń i zamknięć działalności niż otwarć nowych.
Ten toksyczny klimat biznesowy zniechęca do podejmowania ryzyka – w pierwszym kwartale odnotowano spadek liczby wniosków o założenie nowej firmy o 2,1% w stosunku do roku poprzedniego. Analiza sektorowa wskazuje na konkretne ogniska kryzysu. Najbardziej dotknięty jest handel, z zaległościami sięgającymi 1,44 mld zł, co stanowi ponad jedną czwartą całego długu JDG. Tuż za nim plasują się transport z długiem na poziomie 930 mln zł, budownictwo (853,6 mln zł) oraz przemysł (556 mln zł).
Niepokojącym, nowym zjawiskiem jest dynamiczny wzrost zadłużenia w sektorze IT, które w ciągu roku wzrosło o 20% do 317 mln zł. Jak zauważają eksperci, przeciętna mikrofirma nie posiada rezerw finansowych pozwalających przetrwać dłużej niż dwa miesiące bez regularnych wpływów. Wstrzymanie jednego przelewu przez dużego kontrahenta uruchamia efekt domina – mała firma traci zdolność do opłacenia ZUS, rat leasingowych czy faktur własnym dostawcom. To z kolei tworzy błędne koło, które nie tylko niszczy istniejące podmioty, ale także hamuje innowacyjność i rozwój całej gospodarki poprzez blokowanie inwestycji i zniechęcanie do przedsiębiorczości.
Anatomia zatoru: kredytowanie kosztem małych firm
Kultura odraczania płatności jest głęboko zakorzeniona w polskim biznesie. Historyczne szacunki mówiące o 80-90% firm dotkniętych tym problemem wciąż znajdują potwierdzenie we współczesnych badaniach, które wskazują, że zatory płatnicze to bolączka trzech na cztery firmy z sektora MŚP. Praktyka narzucania 60- czy 90-dniowych terminów płatności stała się normą, za którą kryje się świadoma strategia biznesowa. Nie jest to kwestia logistycznych niedociągnięć, a celowe działanie dużych firm, które w ten sposób optymalizują kapitał obrotowy.
Mikroprzedsiębiorca, ze względu na słabą pozycję negocjacyjną, jest zmuszony akceptować warunki, które de facto czynią z niego przymusowego i niezabezpieczonego kredytodawcę. Jak trafnie ujął to jeden z ekspertów, faktura z odroczonym terminem płatności to dla JDG kredyt udzielony większemu kontrahentowi, tyle że bez odsetek i jakichkolwiek gwarancji. Ten mechanizm tworzy toksyczną sieć wzajemnych powiązań. Jednoosobowe działalności gospodarcze same czekają na odzyskanie od swoich klientów 900 mln zł, z czego największą część, 385 mln zł, winne są im większe spółki prawa handlowego.
To idealnie ilustruje, jak problem przepływa z góry na dół łańcucha dostaw. Gdy mikrofirma nie otrzymuje należności, sama staje się dłużnikiem, a jej zobowiązania trafiają ostatecznie do instytucji finansowych i funduszy sekurytyzacyjnych, które skupują przeterminowane długi. Na ten obraz nakładają się dodatkowe presje makroekonomiczne – wysoka inflacja, rosnące koszty energii i pracy – które pozbawiły najmniejsze firmy jakichkolwiek buforów finansowych.
W tej układance paradoksalną rolę odgrywa państwo. Z jednej strony próbuje walczyć z problemem – a z drugiej, pozostaje nieelastycznym wierzycielem, wymagającym bezwzględnie terminowych płatności składek ZUS i podatków, niezależnie od tego, czy przedsiębiorca otrzymał zapłatę za swoje usługi. To stawia właściciela JDG w sytuacji bez wyjścia, ściskanego z jednej strony przez niepłacącego kontrahenta, a z drugiej przez twarde wymogi fiskalne.
Faktoring jako potencjalne rozwiązanie kryzysu
W odpowiedzi na narastający problem ustawodawca wprowadził tzw. ustawę antyzatorową, wyposażając przedsiębiorców w szereg narzędzi prawnych. Należą do nich m.in. skrócone, maksymalne terminy płatności (standardowo 60 dni w transakcjach B2B), podwyższone odsetki za opóźnienia, ryczałtowa rekompensata za koszty odzyskiwania należności (od 40 do 100 euro) oraz możliwość nakładania przez Prezesa UOKiK wysokich kar administracyjnych na największych dłużników. Mimo to, nieustannie rosnące statystyki zadłużenia dowodzą, że samo prawo nie jest w stanie zmienić głęboko zakorzenionej kultury biznesowej.
Działania UOKiK, choć dotkliwe w pojedynczych przypadkach, przypominają leczenie objawowe, podczas gdy choroba ma charakter przewlekły i systemowy. W tej sytuacji przedsiębiorcy muszą sięgać po własne, bardziej bezpośrednie strategie obronne. Najskuteczniejszym narzędziem neutralizującym zatory płatnicze okazuje się faktoring lub mikrofaktoring. Mechanizm ten, polegający na sprzedaży nieprzeterminowanych faktur wyspecjalizowanej firmie (faktorowi), pozwala na natychmiastowe odzyskanie większości zamrożonych środków, zazwyczaj 80-90% wartości faktury.
W ten sposób firma odzyskuje płynność finansową, może regulować własne zobowiązania i planować rozwój, a ciężar egzekwowania należności od kontrahenta przejmuje faktor. Choć z faktoringu korzysta wciąż niewielki odsetek firm, jego popularność dynamicznie rośnie. Wzrost ten jest rynkową odpowiedzią na niewydolność otoczenia prawnego i kulturowego.
Można powiedzieć, że faktoring staje się „podatkiem od przetrwania”, który trzeba zapłacić, by bezpiecznie funkcjonować na polskim rynku. Oprócz tego kluczowe stają się dobre praktyki, takie jak bezwzględna weryfikacja kontrahentów w rejestrach dłużników przed nawiązaniem współpracy oraz zdyscyplinowane zarządzanie przepływami pieniężnymi. Ostatecznie, uzdrowienie sytuacji wymaga nie tylko skuteczniejszego egzekwowania prawa, ale przede wszystkim fundamentalnej zmiany etyki biznesowej – by większe firmy przestały kredytować się kosztem tych mniejszych.